NADZIEJA

 Maria, patrząc w księżyc w pełni, dotknęła swojego wielkiego brzucha.


- Nie bój się wilczku, tatuś nas obroni. Nie pozwoli zrobić nam krzywdy. - Powiedziała z czułością do dziecka, które nosiła.

Termin porodu zbliżał się nieubłaganie. Byli w drodze już trzy tygodnie. Nie mogli się zatrzymać.

Kobieta z mężem czuła się bezpieczna. Wiktor był silny i potężny. Zawsze czujny. Dbał o rodzinę. I nawet, teraz gdy nie było go u jej boku, wyczuwała obecność ukochanego. Słyszała jego wycie w oddali...

Dwóch mężczyzn podążających przez ciemny las, czuło strach. Nie pocieszała ich ani broń, którą nieśli, ani latarki, którymi oświetlali drogę.

- Mówiłem Ci Tobiasz, że to zły pomysł! Ten stwór na pewno jest wielki i niebezpieczny! Ty pazerny człowieku!!! - Krzyczał jeden z nich. Chudy, drobny człowiek podążał za przyjacielem mimo obaw i niepewności. Jak zawsze. Jakby nie miał swojego zdania.

- Zamknij się durniu! - Rzekł tęższy, prowadzący. - Przecież mogą nas usłyszeć!

Szczuplejszy zaczął głębiej oddychać.

- Tobiasz, zawróćmy jeszcze...

Nie skończył zdania, bo przewodzący uderzył go znienacka!

- Mówię ci Andrzej, zamknij się! Pięćdziesiąt tysięcy! Rozumiesz! Pięćdziesiąt tysięcy! A jak złapiemy ciężarną, to i sto! - Krzyczał z podnieceniem w głosie tęgi, szczerbaty mężczyzna.

Wędrowcy kontynuowali wycieczkę w bliżej nieznanym kierunku.

Ogromny, szary wilk przyglądał się dwójce pieszych z zaciekawieniem.

****

Maria wstała. Choć nie wiedziała, kiedy zmorzył ją sen. Łóżko w maleńkim domku, który udało im, się znaleźć, było wygodne. Choć ledwo się na nim mieściła z ciążą.

Obudziła się z ręką Wiktora na brzuchu, to temu nie mogła się obrócił.

Kobieta poczuła ulgę. Wrócił! Są chwilowo bezpieczni! Leżał przy niej, spokojny, choć cały umorusany.

- Pewnie był tak zmęczony, że od razu usną. - Pomyślała.

Jakoś jej to nie przeszkadzało. Ważne, że wrócił!

Wraz z przebudzeniem pojawiły się mdłości. Maria pobiegła wymiotować. Nim spostrzegła Wiktor trzymał jej długie, brązowa włosy.

- Jak się czujesz kochanie? - Spytał z troską.

- Nie tak źle, choć mały często kopie. W nocy było ok? - Spytała.

- Widziałem jakiś dwóch kretynów. Nie są groźni. Sam jednak fakt, że wiedzą...

Kobieta przyglądała się mężowi głupawo. Docierało do niej co mówi, ale łapała się na tym, że mimo czterech lat, które z nim spędziła, nie przestawał jej zadziwiać. Piękny, majestatyczny, idealnie zbudowany. Emanował siłą, potęgą, wytrwałością. Nie mogła uwierzyć w to, że ten tak niezwykły mężczyzna ją wybrał. Taką „szarą myszkę” niczym się niewyróżniająca.

- Jesteś tu? - Zapytał mężczyzna z uśmiechem. Wiedział, jakie robi wrażenie na żonie i bawiło go to.

- Jestem, jestem. - Odpowiedziała nieznacznie się rumieniąc. - Zamyśliłam się.

- Umyje się. - Powiedział, wchodząc pod prysznic, a uśmiech nie znikał mu z twarzy.

Maria przeszła do kuchni. Chciała zrobić śniadanie. Zaparzyć poranną herbatę. Nie piła kawy, od kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży. Od ośmiu i pół miesiąca nie zapaliła też ani jednego papierosa. Nie chciała szkodzić dziecku. Borysek- bo tak zamierzali nazwać chłopca, był dla niej najważniejszy. Tak jak Wiktor, którego żoną była od dwóch lat.

Wiktor był od niej pięć lat starszy. Miał prawie trzydziestkę.

Doskonale pamiętała jak się poznali. Jak przyszedł do salonu samochodowego, w którym było sekretarką. Już wtedy nie mogła oderwać od niego oczu. Od hipnotyzującego szatyna. Nie mogła uwierzyć, że zaprosił ją na kawę, gdy przyszedł odebrać samochód. Potem jakoś samo poszło. Zaczęli się spotykać. Pierwszy seks po kolejnej z randek był nieziemski. I wtedy wyznał jej prawdę. Czym jest. Nie miał wyjścia. Zbliżała się pełnia, oddaliłby się od niej. Musiał jej wyjaśnić.

Na początku wzięła go za wariata. Puki nie przemienił się na jej oczach. Była przerażona. Jednak gdzieś w oczach tego potwora widziała swojego ukochanego. To było trzy lata temu. Potem były oświadczyny, ślub i ciąża. Ale ojciec Marii wiedział. Podejrzewał, że Wiktor ma sekret. Jakoś rozwiązał zagadkę. Wyznaczył nagrodę. I tak musieli uciekać. Zawsze gdzieś, gdzie byli docierały wieści o nagrodzie. Czy ludzie wierzyli, że Wiktor jest wilkołakiem, czy nie, pieniądze kusiły! Mieli go zabić, a ją przywieź do domu, najlepiej bez dziecka.

Kobieta nie mogła uwierzyć w to, że jej ojciec, jaj własny ojciec, był w stanie okazać takie okrucieństwo. Uważała go za większego potwora od ukochanego.

Z myśli Marie wyrwało pukanie do drzwi.

„Kto to może być?! Przecież nikt nie wie, że tu są” - pomyliła.

Mokry, półnagi Wiktor wyszedł nie wiadomo kiedy z łazienki i ruszył do nieproszonego gościa.

- Kto tam? - Zapytał.

- Właścicielka. Mają państwo zapłacone do dziś. Wyprowadzają się państwo, czy zamierzają zostać.

- Moment. - Rzekł i ruszył w kierunku kurtki, zapewne by wyciągnąć portfel i zapłacić właścicielce.

Maria chciała tu jeszcze zostać. Nie musieć jeszcze uciekać. Jeszcze odpocząć.

Mieli pieniądze. Mieli sporo oszczędności. Wiktor zawsze potrafił sobie radzić. A ona przecież nie pochodziła z biednego domu. Zdążyła wszystko wypłacić nim ojciec po blokował jej konta.

Wiktor otworzył drzwi...

Zdążył tylko drgnąć. Kobieta ujrzała strzałkę wbitą w ciało męża nim ten padł.

- Wiktor!!! - Wrzasnęła.

- Witam panienko. Rzekł tęgi, szczerbaty mężczyzna.

***

Wiktor żył. Został tylko uśpiony jakimś środkiem. Przebudził się w jakimś zimnym, ciemnym miejscu z ciężko oddychającą żoną u boku.

- Rodzę. Wody mi odeszły. -Powiedziała Maria z łzami w oczach.

Szok przeszył ciało mężczyzny. Szok i strach o rodzinę.

- Spokojnie kochanie. Tylko spokojnie. Wydostanę nas stąd.- Powiedział starając się dodać słowom wiarygodności.

Kobieta nic nie powiedziała. Starała się zatrzymać poród. Nie mogła przecież pozwolić na to, aby jej dziecko, jej Borysek, przyszedł na świat w takich warunkach! Nie wiadomo gdzie, na zimnej podłodze!

Zresztą to jeszcze nie dzień terminu! Musiała się za bardzo zdenerwować. To przecież jeszcze za wcześnie.

Kobieta oddychała głęboko. Ale wiedziała, że nic już się nie da zrobić. Że Borysek wkrótce przyjdzie na świat.

******

Wiktor walił w metalowe drzwi. Bezsilny. Gdzie teraz jego moce, gdy są mu potrzebne. Czy klątwa rzucona na jego rodzinę wieki temu jest niewystarczająca, by pokonać te cholerne drzwi?!

Walił i walił z całych sił. A Maria krzyczała, tak potwornie krzyczała z bólu. Parła. Syn wychodził na świat. Tam na zewnątrz mieli szansę, mogło się to odbyć inaczej. Zabrałby żonę do zaprzyjaźnionego lekarza. Nic by jej nie było. Jak jego matce, która zmarła ze starości. Tu był bezradny. Nie wiedział co robić. Jak jej pomóc?!

*******

Maria nigdy nie czuła takiego bólu. Dziecko rozrywało jej ciało. Chyba nawet dosłownie.

Wiktor trzymał ją za rękę. Mówił do niej. Ale niemal go nie słyszała. Słyszała tylko swój własny krzyk. Który w jej głowie wybrzmiewał wiecznie. Tylko straszny ból i krzyk. Nic więcej do niej nie docierało.

A potem krzyk ustał.

****

Wiktor wziął w ramiona płaczącego maluszka. Spojrzał na martwą żonę. Na jej stygnące już ciało. Łzy bólu i rozpaczy zalały mu twarz. Dziecko płakało. Było pewnie głodne. Ona leżała. Cicha, spokojna, zimna, martwa.

Mężczyzna przetarł twarz, drugą ręką trzymają dziecko. Tylko ta mała istotka została mu po żonie. Musi ich stąd wydostać! Żałował, że nie zabił tych, których spotkał ubiegłej nocy na drodze. Którzy są za to odpowiedzialni. Ale jeszcze nie wszystko stracone. Teraz nadarzy się okazja. A potem pójdzie do teście i się zemści, za żonę, za Marie. I powie staremu, że jest winny śmierci córki. Na to przyjdzie czas później. Teraz musi wydostać siebie i dziecko. Drzwi zaczynały się otwierać, a on ruszył do ataku.

*****

Trzy miesiące później.

- To, o której odbierze pan małego?- Spytała Hanna pracodawcę. Mężczyzna był dziwny. Jakby wiecznie przygnębiony. Nie dziwota. Niedawno stracił żonę. Ból malował się na jego pięknej, posągowej twarzy. Był bardzo przystojny. Tylko taki smutny i przygnębiony. Od dwóch miesięcy zostawiał u niej dziecko. Najmowała się jako opiekunka. A ten jegomość miał jakieś trudne warunki pracy. Akurat trafił na jej ogłoszenie. By mu pomogła.

- Przed wschodem słońca. -Odpowiedział swoim pięknym, pewnym siebie stanowczym głosem.- Jak prawie zawsze. - Dodał.

Hanna uwielbiała podziwiać tego tajemniczego przystojniaka. Sama miała zaledwie dwadzieścia jeden lat. I on się jej wydawał taki władczy i majestatyczny. Ale szanowała jego żałobę, więc się mu nie narzucała. Da mu jeszcze czas, może sam się nią zainteresuje.

*****

Czas, płyną jakby wolniej bez Marii. Nie mógł nawet wspominać jej imienia, pękałoby mu serce. Ciężko było mu patrzeć na małego. Miał oczy po matce. Ale był bestią jak on. Na razie będzie się nim opiekować niańka, a gdy dojdzie do pierwszej przemiany, poprowadzi Boryska, jak ojciec jego.

Dziś miał nadejść ten dzień! Dzień, na który czekał tak długo. Te trzy miesiące trwające jak trzy lata. Dziś miał zabić teścia. Przygotowywał się, badał, dowiadywał. Od tamtego dnia, gdy to rozszarpał porywaczy, by wydostać dziecko i ciało żony, którą pochował. Bez pogrzebu. Bez bliskich. Jego rodzice nie żyli. Nawet nie znali Marii. A jej matka była całkowicie podporządkowana ojcu. Zapomniała o córce w dniu ślubu z nim. O wnuczku dowiedzieli się przypadkiem, ale ich nie obchodził. Dziecko potwora.

Wymorduje ich, zabij! Za nią! Zakończy to! Zemści się!

*****

Dojechał na miejsce w niecałe dwie godziny. Jak na tak prestiżową firmę, nie było nawet ochrony. Był tylko cieć. Wiktor uspał człowieka z butki w wjeździe i przeskoczył bramę z łatwością. Kły swędziała. Chciał krwi! Chciał zabijać! Wymordować wszystkich, którzy staną mu na drodze. Ale jej by się to nie spodobało „Nie zabijaj jak nie musisz!” Powtarzała mu. A teraz nie żyje. Był najedzony. Jak zwykle polował na króliki i inne leśne zwierzęta. Nie miał potrzeby pożywienia się. Wiktor wkroczył na teren budynku i ruszył w stronę gabinetu teścia. Jeszcze wytrzyma. Wstrzyma nerwy na wodzy i przemiany dokona dopiero przed nim. By się przeraził! By widział co go czeka! Że przyjdzie mu umrzeć, i to w mękach!

Wszedł do gabinetu charcząc.

*****

- Witaj zięciu.-Powiedział spokojnie wysoki, postawny, siwiejący mężczyzna. - Spodziewałem się ciebie.

- Wiktor był w trakcie przemiany, był w stanie tylko charczeć…

Broń wystrzeliła. Z dwóch stron. Kule były srebrne, poczuł to. Wiedzieli, kiedy zaatakować, gdy będzie słaby, gdy jeszcze nie całkiem będzie bestią. Widzieli, że wtedy będzie bezbronny. Byli profesjonalistami. Wiktor padł. Kolejne szczały przeszyły jego ciało. Poczuł zimno i ujrzał Marię, wyciągała do niego ręce z uśmiechem. Była tak piękna jak ją zapamiętał. I choć było mu żal, że zostawia dziecko, cieszył się, że połączy się z żoną.

- Zabierzcie to ścierwo z mojego gabinetu! - Zdążył usłyszeć.

*****

Dziecko płakało.

- Nie płacz Borysku.- Powiedziała młoda niania. - Jesteś jeszcze taki malutki. Nie wiesz jaki okrutny jest świat i ludzie. I obyś się jak najpóźniej dowiedział. A teraz śpij już maluszku. Nim wstanie świt, tatuś wróci zabrać cię do domu. Rzekła i przykryła małego, nie mając pojęcia, że już nikt po niego nie przyjdzie.

KONIEC

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czas rewanżu (10-12+ Epilog)

Do ocalenia cz. 1

Do ocalenia cz. 2

Niechciani goście cz. 2 - ostatnia