Czas rewanżu (10-12+ Epilog)

                          10
Zajęcia dłużyły mi się niemiłosiernie.  Myślami byłam gdzie indziej. I to po raz kolejny. Sumowałam sobie zdobyte informacje. 
Więc ten chłopak miał brata. Co właściwie nikogo nie interesowało. Bo nie miał przyjaciół. A teraz brat się "ujawnił". Ma się zająć matką która wychodzi z zakładu. I w tle tego wszystkiego są jeszcze te dziwne zgony nastolatków. Przynajmniej dziwne dla mnie. Bo reszta jakby wspólnie postanowiła że nie ma w tym nic niepokojącego. Tylko ciocia się ze mną zgadza. Sama w końcu mnie w to wtajemniczyła po pierwszym pogrzebie. Naprawdę mnie męczyło czy już poszła na komisariat.
***
Lekcje w końcu dobiegły końca. Wykręciłam się od wypadu z dziewczynami do kawiarni. Wybierałam się do Danielle - jak to sobie postanowiłam. Jej willa nie znajdowała się jakoś daleko. Dziewczyny w trakcie lanczu wytłumaczyły mi drogę, nie będąc specjalnie zainteresowane po co się tam właściwie wybieram.
Chciałam porozmawiać z Danielle. Miałam nadzieję że będzie skłonna opowiedzieć mi co się zdarzyło tego feralnego dnia. Nawet teraz w obliczu tak wielu tragedii, obchody upamiętniające dzień wypadku odbyły się normalnie. Czyli apel przypominający abyśmy dbali o swoje bezpieczeństwo. Msza za zmarłego w tamtym dniu Johna. I inna za modlitwę w intencji Danielle. Bo zbiórka pieniężna która normalnie odbywa się w takich okolicznościach, jej nie była potrzebna. Mindel jak by nie chciało zapomnieć o tym co się stało. A wręcz natrętnie przypominało o zdarzeniu ku przestrodze. Nie było jeszcze tak tragicznego wypadku. A o Konorze Whitcie nikt nie pamiętał, ani nie organizował modlitwy. Był uznawany za zaginionego, i miasto ewidentnie miało gdzieś rozpacz jego matki. Zresztą choroby psychiczne chyba nigdzie nie są mile widziane.
                            11
Dom był przepiękny. Biały. Z Dużym tarasem w którym znajdowały się meble ogrodowe i bujany fotel. Musiał pewnie należeć do Danielle.
Zapukałam nieśmiało do hebanowych drzwi.
Otworzył mi ciemnowłosy mężczyzna. Pamiętałam go z pogrzebu jak przyjechał z Danielle. Na imię mu było  Jakob. 

- Przepraszam, czy zastałam Danielle? - Spytałam nieśmiało. Jego twarz nagle posmutniała. Mógł mieć niewiele po dwudzieste. Ale teraz wyglądał na bardzo starego. 
- A kto pyta?
- Właściwie ona mnie nie zna. Ale chciałam z nią porozmawiać. Znałam Karola.
Wiem że było dziwne że ja- totalnie obca laska, tak sobie do niej przyszłam niewiadomą po co. Ale miałam pytania i potrzebowałam odpowiedzi.
Poza tym nikt jej raczej nie odwiedzał. I miała chyba tylko tego kuzyna. Może ucieszyłaby się mając towarzystwo. Tak to sobie przynajmniej tłumaczyłam. Bo w rzeczywistości kierowała mną zwykła ciekawość. 
- Danielle zniknęła- odpowiedział mi smutno.
Byłam w szoku.
- Jak to zniknęła?
- Policja nie chce przyjąć zawiadomienia o zaginięciu, bo potrzeba dwudziestu czterech godzin. Byłem tylko w sklepie. Gdy wróciłem, znalazłem  wózek. A jej nie ma. Wybacz, muszę już iść. Próbuję się dodzwonić do jej ojca. - I zamknął mi drzwi przed nosem. Rozumiała go. I tak mi dużo powiedział. Widać musiał komuś się zwierzyć. Będąc nadal w szoku,skierowała się w stronę domu.
***
- Ciociu jestem- powiedziałam jak zawsze po powrocie.
Głucha cisza. Poszłam do kuchni w poszukiwaniu kartki że np. udała się na ten komisariat. Nic jednak nie znalazłam.
-Ciociu? - Zawołałam ponownie. Z reguły nie zostawiała mnie samej. A jeśli już to zawsze dawała mi znać gdzie jest i kiedy wróci. Tego samego oczekiwała odemnie. Taką miałyśmy dynamikę. A tu ani kartki, ani jej. Dziwne.
Nagle z piwnicy dobiegł mnie głuchy huk. Myślałam że się przesłyszałam. Ale wtedy walnęło poraz drugi.
Zaniepokojona poleciałam po wiszący na haczyku, na ścianie klucz do piwnicy. I poleciałam z nim w ręku gdyby drzwi do piwnicy się zamknęły. Niepokoiłam się o ciocię. To na pewno ona stukała. Może zemdlał, albo coś się jej stało. Ale gdy otworzyłam piwnicę, moim oczom nie ukazała się ciocia. A ktoś zupełnie inny.
                                   12
Na podłodze naszej piwnicy. Pod schodami w dół leżała zakneblowana i związana Danielle. Patrzyłam, mrugając i niedowierzając temu co widzę. Otrząsnęłam się by zawołać
- Mój Boże Danielle! - I zleciałam na dół by ją uwolnić. Wiedziałam że nie mam sił by wnieść ją na górę. Co ona tu na boga robiła?!
- Zofia! To Zofia! - Powiedziała natychmiast jak jej uwolniłam twarz od taśmy. I wzięłam się za wiążące ją sznury.
- Co?! Danielle, co ty wygadujesz?! - Rzekłam niedowierzając. A wtedy moja ciocia stanęła u szczytu schodów. 
- Co ty tu robisz Noro?! - Miała ostry, poważny głos którego nie słyszałam wcześniej.
- Ciociu?! Co się tu dzieje? - Zapytałam spokojnym tonem z uniesionymi rękami. W których trzymałam sznur z nóg dziewczyny. Nie zdążyłam jej odwiązać rąk. Leżała nieruchomo, spocona. Z przerażeniem patrząc na moją ciocię. To nie mogło się dziać naprawdę! 
- Nie spodziewałam się ciebie tak wcześnie! - Odpowiedziała mi tym samym mrocznym głosem ciocia. 
Przez umysł przelatywało mi szaleńczo wiele myśli " o czym ona gada?" "Co ona wyprawia?". I wtedy zrozumiałam jej pytanie. Bo właściwie nadal by mnie tu nie było. Jak zwykle byłabym z dziewczynami w kawiarni "u Elmiry". I przysłała jej smsa dopiero tuż przed powrotem. A ona skończyła by to co zaczęła. 
Spojrzałam jej prosto w oczy.
- Najwidoczniej los chciał abym ci przeszkodziła. - Ciotka wybuchła nagle strasznym śmiechem który również słyszałam u niej po raz pierwszy.
- Ten sam los który odebrał mi syna? - Spytała szyderczo.
- Jakiego syna? - Kompletnie nie wiedziałam o co jej chodzi.
- Konor White był moim dzieckiem! Oddałam go Susan na wychowanie, bo nie miałam pieniędzy. A Susan miała już jednego chłopca i chciała mieć drugiego. Ale jej mąż zmarł. Zostawił jej pieniądze. I była w stanie wychować mojego Konora. A ludziom wmówiła że była w ciąży gdy chowałam męża. Myślisz że czemu nie wyprowadziła się z Mindel. Czemu tu gnije jako stara panna. Bo chciałam być bliżej mojego dziecka. A ta banda gówniarzy mi je odebrała. Dwa lata szykowałam zemstę. Zdążyłam akurat na powrót Susan i jej syna Ricka. Nie przeszkodzisz mi Noro! - Mówiąc to była taka pełna żalu, pełna rozpaczy. Płakała i histeryzowała. Moja ciocia. Kobieta która wzięła mnie po śmierci rodziców. Takim potworem?
- Więc to ty odpowiadasz za śmierć moich przyjaciół? - Zapytała Danielle. Ja nie mogłam otrząsnąć się z szoku. Do oczu napłynęły mi łzy po tym co usłyszałam. Zrozumiałam że nie znam osoby która mnie wychowuje.
-Ja! - Odrzekła dumnie i bezczelnie.
- Jak? - Spytała oburzona Danielle.
- Trucizna. Belladonna, zwana wilczą jagodą. Szybko znika z organizmu. Kto by podejrzewał życzliwą sąsiadkę? 
 Karola otrułam na imprezie. Tę twoją Aniele na pogrzebie Karola. A Jana w barze, gdy wpadł "na jednego". Tacy tępi! Tacy pewni siebie! Pewni swojej bezkarności i tego że nikt się nie dowie! 
- O czym?! - Wybuchłam przez łzy.
- Zabili mojego Konora idiotko! - Krzyknęła na mnie ciotka.
- Zabili i zakopali jak psa by nikt się nie dowiedział. A potem sami mieli wypadek! Głupcy!
- Nie chcieliśmy! - Krzyknęła Danielle.- On sam wyskoczył nam na maskę. Jakby się chciał zabić.
- I dlatego nie wzywaliście pogotowia ani policji, tylko załapaliście go jak psa.
- To był pomysł Johna. Przestraszył się. 
Powiedział że nas wszystkich zamkną.

Mogłam tylko patrzeć w osłupieniu. Na przerażoną, płaczącą Danielle. Na wściekłą ciotkę. Nie mogłam w to wszystko uwierzyć.
- A potem spowodowaliście wypadek. Ale to was nie skłoniło do przyznania się. To John was wydał. Powiedział matce Tośki w szpitalu. A ona mnie bo wiedziała że Konor to moje dziecko. Odbierała poród.
- To dlaczego nie poszłaś na policję. - Wykrzyczałam w końcu.
- Mówiłam ci moja droga. Policja ma co robić! Nie miałam dowodów. Nie miałam nic. Dopiero jakiś czas temu się dowiedziałam gdzie jest grób mojego dziecka! Jakob mi powiedział.
-Pójdziesz za to siedzieć. - Krzyknęłam po raz kolejny w histerii.
- Nie zamierzam. Po wszystkim chciałam Ci przepisać dom i odejść do Konor. Ale nie dajesz mi wyjścia Noro.
-Dlaczego dwa lata? - Wtrąciła moja towarzyszka niedoli.
- Bo tyle dojrzewa Belladonna A Poza tym musiałam zaplanować jak to zrobić by nie zostać złapaną.
-Adoptowanie mnie też było częścią tego planu? - Spytałam spokojniej.
- Tak. Miałaś być alibi. Nikt by nie podejrzewał kochającej cioci która zajęła się sierotką. - Znów zaczęła się śmiać. A mnie się zrobiło przykro. Byłam jej wdzięczna że nie trafiłam do domu dziecka. A ona mnie chciała wykorzystać, bo się jej akurat napatoczyłam. Gdyby nie to pewnie by mnie nawet nie wzięła.
- Dlaczego nie skończyłaś ze mną od razu? - Spytała niespodziewanie Danielle.
- Było mi ciężko bo jesteś córką mojej jedynej miłości. - Rzekła ciotka melodramatycznie. Oczy Danielle rozszerzyły się w zdziwieni.
- Tak! Mój Konora był twoim bratem. Ale twój ojciec wybrał twoją matkę. A mnie zostawił samą bez środków do życia. Nie martw się. Nic mu nie powiedziałam o ciąży, bo wiedziałam że muszę  oddać dziecko. Susan była dla niego taka dobra. Tak go kochała. A ja oglądałam jak moje dziecko rośnie. Zamierzałam powiedzieć mu prawdę. Nawet ustaliłam to z Susan. Teraz gdy chłopak był wystarczająco dorosły, a ja mam normalną pracę. I środki do życia. Ale wy mi to uniemożliwiliście. Odebraliście szansę. A ty jesteś ostatnią która mi za to zapłaci. 
Zobaczyłam w jej ręku strzykawkę. Moja ciotka zaczęła do nas podchodzić.
-Inwalidztwo nie jest wystarczającą karą? - Tym razem to Danielle krzyczała.
- NIE- odpowiedziała po prostu ciotka. Musiałam coś zrobić. Musiałam powstrzymać tego okłamującego mnie potwora. Była skupiona na Danielle. Nie wiem co chciała zrobić mnie, ale zawartość strzykawki była przeznaczona dla dziewczyny którą znalazłam w tej piwnicy. Miałam swoją szansę. Rozejrzałam się po otoczeniu. Niedaleko mnie stała mosiężna figurka pokryta kurzem. Rzuciła się w jej kierunku. 
- Nie ruszaj się Noro! - Powiedziała ciotka, jakbym miała ją jeszcze kiedykolwiek posłuchać. Doskoczyłam do figurki i z całej siły przywaliłam w głowę niedoszłej oprawczyni. Aż przedmiot wypadł mi z ręki. Podniosła go Danielle. I z swojej niewygodnej pozycji przywaliła jeszcze raz w głowę leżącego przed nami ciała. 
- Tak na wszelki wypadek- powiedziała. Z głowy mojej ciotki polała się krew. Złapałam szczykawkę i poleciałam na górę po komórkę by zadzwonić na policję.
  Epilog
Gdy przyjechała policja i pogotowie, siedziałam obok Danielle przy (wydawało nam się) zwłokach.
-Tu jesteśmy- Zawołałam do szukającego nas policjanta.
Danielle została zabrana do karetki. Cały czas machinalnie szłam za nią zastanawiając się co teraz ze mną będzie. Ciotka żyła. Skończyło się na paru szwach i lekkim wstrząsu mózgu. Jak dla mnie zdecydowanie za mało! Ale i tak życie spędzi w więzieniu. 
- To była kompletna wariatka! - Powiedziała do mnie Danielle
- No! Ale przynajmniej miałam dom- odparłam.
- Noro. Uratowałaś mi życie. Zostań ze mną. 
- Co?! - Chyba się przesłyszałam. 
- Są takie zdarzenia które łączą ludzi na całe życie. To jest jedno z nich. Mam wielki dom i zawsze chciałam mieć młodszą siostrę. Tatuś się zdziwi, ale na pewno nie będzie miał nic przeciwko. Co ty na to?
W odpowiedzi ją tylko objęłam.

Pół roku później

Jedynym przewinieniem Danielle było milczenie. A i tak wiedziałam o jej koszma
rach i wracających w myślach krzykach przyjaciół. To zmarły John odpowiadał za śmierć Konora, to on prowadził. Na Dodatek był takim tyranem że zmusił wszystkich do milczenia. Sprawa została zamknięta. Moja ciotka za wielokrotne morderstwo i próbę podwójnego zabójstwa dostała dożywocie. Nie zamierzam jej odwiedzić! Nigdy! Niech zgnije w więzieniu! Danielle ze względu na ostatnie przeżycia i swój stan zdrowia dostała tylko grzywnę za utrudnianie śledztwa. Pomogło że w końcu powiedziała całą prawdę o tym co się wydarzyło w wakacje dwa lata temu. Bardzo dobrze mi u Danielle. Jak mówiła jej ojciec nie miał nic przeciwko adoptowaniu mnie. A minione wydarzenia tak nim wstrząsnęły że został z nami na dwa tygodnie. Jakob jest wspaniały! Chyba zawsze chciałam mieć starszego brata.
Na pytanie dlaczego ciotka mnie "naprowadzała" i dzieliła się ze mną "swoimi podejrzeniami" odpowiadam że dlatego że chciała odwrócić uwagę od siebie. Moje przyjaciółki są zachwycone że jeżdżą do szkoły limuzyną. Widziałam Panią Susan- zastępczą matkę Konora. Chyba z nią już lepiej. A jej syn jest chłopakiem mojej Ali. Jest z nim szczęśliwa i bardzo zakochana. Wszystkie jej zazdrościmy. Nie mogę uwierzyć że tak dziwnie się to wszystko skończyło. Ale grunt że skończyło się dobrze. Przynajmniej dla większości z nas.

KONIEC

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Do ocalenia cz. 1

Do ocalenia cz. 2

Niechciani goście cz. 2 - ostatnia