Niechciani goście cz. 1


Regina stanęła przed drzwiami sklepu z kluczem w ręku. Szczera wobec siebie wiedziała że boi się owe drzwi otworzyć, co za nimi zastanie.
Sklep był plądrowany od miesiąca. Istoty które się w nim zadomowiły były nie do wytępienia. Gobliny- bo o nich mowa, siały spustoszenie w najwyższej skali. Regina widziała tylko raz kilka, jak bawiąc się butami nie zauważyły jej obecności. Małe, zielone, obrzydliwe stworki. Z wielkimi, sterczącymi uszami. O podłych wyrazach twarzy. Uciekły gdy dostrzegły właścicielkę w drzwiach.
I tyle je widziała. Za to jej mąż John złapał jednego. Stwór się mu jednak wymknął, co skwitował tym że był oślizgły. Była jeszcze pracownica Beatrycze, która nie widziała stworząt, ale kategorycznie się ich bała z samego opisu szefostwa.
Do Reginy dołączył John.
- Nie ma co zwlekać- odparł, i odebrał klucz od żony stanowczo otwierając drzwi. Mieli godzinę do oficjalnego otwarcia sklepu. Małżeństwu zazwyczaj wystarczył ten czas by doprowadzić wszystko do ładu, po "zabawie" istot.
John zapalił włącznik, i stłumił przekleństwo. Regina weszła za nim tylko wzdychając. Buty były wszędzie porozwalane. Zdeparowane, a co najgorsze część z nich była pogryziona, co już było szczytem bezczelności. Właściciele jakoś sobie tłumaczyli te porozrzucane rzeczy na obu piętrach sklepu. I znikające drobiazgi. Ale uszkodzenia, niemal nie do naprawy- szczyt!
-  Trzeba się pozbyć tych szkodników!!! - Stanowczo powiedział mężczyzna z frustracją w głosie.
- Daj spokój John. To też żywe istoty. Nie mów o nich jak o robactwie - uspokajała go żona.
- Są gorsze od robactwa! Z robactwem chociaż wiesz jak postępować, a "to" nie powinno nawet istnieć!
Kobieta postanowiła nie komentować zdania męża, i cierpliwie zbierała co się jeszcze ewentualnie dało uratować. Sumiennie odwlekając moment wejścia na drugie piętro by tam ocenić szkody.
***
Czas płynął. Nim się spostrzegli w drzwiach sklepu stanęła Beatrycze.
- Dzień dobry. - Powiedziała przyglądając się szefostwu zbierającemu do worków zniszczone buty.
- Co się stało? - Spytała, choć odpowiedź nasuwała się sama.
- Wizyta niechcianych gości- skwitował szef z gniewem.
Beatrycze poszła na zaplecze odłożyć swoje rzeczy, i dołączyła do sprzątania.
Była godzina dziesiąta. Pierwsi klienci zaczęli się schodzić gdy buty już były na szczęście po wykładane, a szkody ujarzmione. Zaczął się normalny czas pracy.
Para zdecydowała się zamknąć na ten dzień górne piętro, bo nie mieli nawet czasu by je sprawdzić.
Ludzie wchodzili, przymierzali, kupowali, i wychodzili. Cała trójka miała pełne ręce roboty przy obsłudze klienta.

Koniec cz. 1


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czas rewanżu (10-12+ Epilog)

Do ocalenia cz. 1

Do ocalenia cz. 2

Niechciani goście cz. 2 - ostatnia