Zatraceni (cz. 1)

Madam Andżela przebudziła się. Otworzyła oczy, przerażona ujrzała zupełną ciemność. Zrozumiała też że jest w jakiejś ciasnej przestrzeni- znów. Sięgnęła bezwiednie dłonią do szyi, i poczuła coś dziwnego.
 "Szwy"- pomyślała. Dotknęła wieka nad sobą. Popchnęła mocniej pragnąc wyjść. Naparła obiema rękami. Usłyszała trzask. Wieko ustąpił. Kobieta usiadła, rozejrzała się.Nie poznawała tego miejsca. Spojrzała na siebie. Miała najlepszą suknie, i koronkowe rękawiczki. Nic nie pamiętała, jak zawsze po przebudzeniu. Obok jej trumny, było wiele, bardzo zniszczonych. Naznaczonych zębem mijającego czasu. Naprzeciw niej znajdowała się  trumna nie podobna do reszty. Nowa.
Kobieta zerwała się na równe nogi. Trumny nie były na niczym ułożone. Leżały po prostu na ziemi jedna, obok drugiej. Dlatego było jej tak łatwo się wydostać.
Andżela podeszła do najnowszej trumny.  Chwyciła za wieko, wyrwał, bez problemu.
Wewnątrz ujrzała znajomą twarz. Choć pokrytą potwornymi bliznami i śladami tortur. Wzbudzał w niej to samo uczucie- miłość. Był to jej mąż Antonio.
 Przybycie

Wenecja 1878
-Państwo Ambrous. Jak miło widzieć. - Przywitał serdecznie nowo przybyłych postawny mężczyzna.
Z pięknego dyliżansu wyszedł Antonio Ambrous. Czarnowłosy mężczyzna budzący przerażenie. Nie był zbyt rozbudowany, mimo to roztaczał mroczną, niepokojącą aurę- niebezpieczny- myślał człowiek ujrzawszy go. Antonio patrzył spojrzeniem które byłoby w stanie zabić, gdyby tylko mogło.
Wyciągnął dłoń do wnętrza dyliżansu pomógł wyjść Andżeli Ambrous- swojej żonie. Budzącej uczucia zupełnie przeciwne do tych wywołanych przez jej męża. Kobieta piękna, o grubych czarnych puklach włosów, zielonych oczach i niesamowitym uśmiechu. Od razu wzbudziła zachwyt w byłym właścicielu posiadłości. Mężczyzną który ich przywitał był bowiem Charls Rigl. Właściciel wielu willi i luksusowych posiadłości w Wenecji. A państwo Ambrous (Madam i Monsignore) przybyli właśnie do swojego domu, który od Rigleja wykupili.
Willa była stosunkowo nowa. Bardzo zadbana. Służba niezbyt liczna- zgodnie z kryteriami wynajmujących.
- Jak się państwu udała podróż? - Zapytał Charls.
- Nużąca - odpowiedziała Madam.
Najemca wiedział że małżonkowie przybyli z Paryża. Nie znał jednak powodów opuszczenia przez nich Francji, nie wnikał.
Uwagę Pana Rigla zwróciło że para posiada niewyobrażalnie jasną karnację. Wręcz białą. I jeszcze ta upiórna aura którą roztaczał Monsignore Antonio. Madam Andżela na szczęście była przyjemna dla oka.
- Oprowadzę państwa - zaproponował.
- Nie trzeba, poradzimy sobie - ozięble odpowiedział nowy nabywca. Kobieta się nie odzywał. Oglądała ogród, posiadłość, przybyłą na powitanie służbę.Wachlowała się wachlarzem z białych piór. Oglądała wszystko bardzo uważnie
Do pana Rigła podszedł asystę z dokumentami.
- A więc odpuszczam państwa, i już nie przeszkadzam. Tu są potrzebne do formalności papiery, życzę miłego pobytu.- Chwycił asystenta za ramię, i oddalił się skonsternowany, pośpiesznie.
Chwilę później zdziwiony młody chłopak spytał pracodawcy - co pana tak przeraziło?
Oni! - Odpowiedział Charls
***
- Służba! Wnieść bagaże! - Zażądał nieprzyjaźnie Monsignore Antonio.
Sześcioosobowa grupa zajmująca się posiadłością szybko zrozumiała że z nowym wynajmującym nie będzie łatwo. Trzy pokojówki, którymi zarządzał pani Marta, stary lokaj i szofer czekali na rozkazy.
Madam obróciła się do nich łaskawie.
- Wybaczcie mężowi jest zmęczony po podróży. Posiłek zjemy skromny- jesteśmy zmęczeni. Kolację jadamy około osiemnastej. Nie jemy śniadań, o obiad spędzamy zwykle na mieście. Chciałabym poznać kucharza, bądź kucharkę.Pragnę też podkreślić że mąż nie przepada za widokiem osób trzecich. Przebywać będzie głównie w gabinecie, więc proszę mu nie przeszkadzać. - Skończyła wywód, i udała się pod rękę na drugie piętro z małżonkiem. Pozostawiając oniemiałą służbę.
                   Dziwne zachowanie

Minęło kilka dni od przybycia państwa Ambrous. Służba zaczęła coraz bardziej plotkować. Nowi państwo zachowywali się dziwnie. Mężczyzna rzadko kiedy wychodził z pokoju który obrał sobie za gabinet - chociaż może to i lepiej, ponieważ wszyscy w posiadłości się go bali. Kobieta za to znikała na całe dnie, a czasem i noce.
Pan domu zostawał na posiadłości. Przynajmniej tak się służbie wydawało. Niekiedy taca z posiłkiem zostawała pod drzwiami. A nie słyszeli by wychodził. Madam jeśli ewentualnie wracała na kolację,większość posiłku zostawiła nietknięte.
Drzwi gabinetu Monsignore Antonia zawsze były zamknięte od środka. Pokojówki nie miały jak sprzątać. Ale Madam Andżela przekonywała by się tym nie przejmować.
- Co pani o tym myśli panno Marto? - Zapytała pewnego dnia jedna z pokojówek główną zarządzającą służbą domu.
- O czym Mery?
- O nowych państwa? - Dopytywała młodziutka Mery.
- A co mam myśleć głuptasie. Państwo jak inni. Wykonuj swoje obowiązki i nie dociekaj - odpowiedziała doświadczona, kobieta. Panna Marta była po czterdziestce. To był czwarty dom w którym była zarządczynią. Ceniła sobie swoje stanowisko, i pracę. Była tak zaangażowana że nigdy nie wyszła za mąż.
Musiała jednak przyznać że Ambrousowie to najdziwniejsi ludzie z jakimi miała do czynienia, ale nie zamierzała o tym mówić zaledwie dwudziestoletniej Mery. Nie chciała wzbudzać większych plotek, i robić sobie przez to problemów.
- Zabieraj się do pracy Mery! - Pogoniła podopieczną.
Mery w pośpiech oddalił się....
Pewnie do pozostałych dwóch pokojówek podzielić się podejrzeniach.

                             Niepokój

Pani Marta przyzwyczaiłam się do dziwnych nowych nabywców. A przynajmniej udawała że ci ludzie nie budzą żadnych podejrzeń.
Człowiekiem który starał się nie przejmować nowymi państwa, był stary lokaj Marf. Sześćdziesięcioletni siwiutki mężczyzna nie miał kim zażądać (poza szoferem nie było męskiej służby). Wszystko musiał robić sam. A poza panną Martą miał tylko jedną przyjaciółkę - kucharkę Stelle która nie opuszczał kuchni.
Ambrousowie rzadko kiedy siadali do wspólnego posiłku, więc Marf rzadko kiedy był potrzebny aby im podawać, i służyć. Ale doświadczony w swoim fachu lokaj zawsze potrafił sobie znaleźć zajęcie. A to czyścił sztućce, to podlewał kwiaty, a to robił coś równie przydatnego.
Choć pokojówki miały wiele pokoi do posprzątania, i najwięcej obowiązków, to właśnie starego lokaja można było zazwyczaj zobaczyć coś robiącego, a pokojówki plotkujące.
Marf przygotowywał stół
 - jak zwykle- bo państwo mogą przecież zechcieć zasiąść do posiłku. Marta podeszła do niego porozmawiać.
- Panie Humphrey- nigdy nie przeszli na nieoficjalny poziom rozmowy ze sobą. A kobieta zawsze mówiła do niego po nazwisku.
- Słucham panno Marto- odpowiedział sztywno, lecz kulturalnie.
- Pokojówki pytały mnie o nowych państwa. - Zaczęła nieśmiało.
- A to plotuchy- zbeształ lokaj.
- Oczywiście je przywołałam do porządku, ale sama zaczęłam się zastanawiać.
- Nadczym?
- Co Pan o myśli o tym małżeństwie? Nie wydają się niepokojący?
- Dlaczego? - Zapytał- Madam jest młoda, korzysta z życia, a Monsignore jest mężczyzną poważnym. Zajmuje się swoimi sprawami.
Zarządczyni nie wydawało się to takie proste, ale nie dyskutowała.
***
Czas płynął nieubłaganie.
 Zbliżał się grudzień. Czas świąt. Służba tolerowała dziwne zachowanie państwa Ambrous. W posiadłości plotki się skończyły. Natomiast w mieście wrzało. Nie tylko z powodu arystokratycznych nowych mieszkańców. Wszyscy wiedzieli że panna Andżela prawie nie przebywa w domu. Lecz nikt jej nie widział poza posiadłością- nigdy. I żaden z mieszkańców nie potrafił powiedzieć gdzie kobieta spędza czas.
 Nie żeby powinno to kogokolwiek interesować.
 Informacje mieszkańcy mieli oczywiście od plotkującej służby. Czego teraz było im brak, bo Marta plotki "ucięła" grożąc nawet zwolnieniem pokojówek. Nowo Przybyli byli nie lada atrakcją. Ale nie przyćmili złych wydarzeń mających miejsce w miasteczku
***
Mimo entuzjastycznej pory świątecznej, w miasteczku ostatnimi czasy nie działo się za dobrze. Było wręcz tragicznie.
Ginęły dzieci.
Najpierw sieroty z domów dziecka, potem niemowlęta. Teraz dzieci małe cztero i pięcioraczki.
Nikt nie wiedział co się dzieje. Nikt nie znał przyczyny zaginięć. Policja bezradnie rozkładała ręce. I choć mieszkańcy którym tragedia się nie przytrafiło żyli dziwnymi państwa Ambrous. Dla większości były to sprawy mało ważne. Żyli swoją tragedią. Zginęło już dwanaścioro dzieci.
***
Marta słyszała o tragedii toczącej się w miasteczku. W duchu dziękował losowi że w posiadłości nie był dzieci. Żyłaby w strachu.

              Odkryty sekret

Pokojówka Anastazja, dziewczyna skromna. Spokojna. Przeciętnej urody.
 W posiadłości pracowała rok. Została przyjęta jako ostatnia z trzech pokojówek. Była to jej pierwsza praca. Nie miała porównania z innym zachowaniem arystokracji. Dziewczyny- będące dłużej na służbie u innych państwa- opowiadały jej że Ambrousowie są "zamknięci". Że dziwnym jest iż nie przyjmują gości. Nie robią imprez.towarzyskich.A przecież mieszkali w Wenecji już pół roku.
Koleżanki mówiły Anastazji że izolacja Pana nie jest normalna. I który Monsignore (a Ambrous był ponoć najważniejszym doradcą króla) zgodziłby się na taki hulaszczy tryb życia swojej żony. Sytuacja ciekawiła młodą dziewczynę.
***
Któregoś dnia szła z pościelą do sypialni państwa, gdy jej niezdrową ciekawość wzbudził mijany gabinet Pana.
Spodziewała się zamkniętych (jak zwykle) drzwi.
Nie pewną ręką sięgnęła do klamki. Ku jej zaskoczeniu drzwi do gabinetu Pana były otwarte.
Po cichutku weszła. Chciała tylko zajrzeć jak zmienił pomieszczenie. I co tam robi po tyle godzin. Szła oszołomiona coraz dalej. Ambrous nie było przy biurku. Za biurkiem palił się kominek. Pokój nie był oświetlone. Światło kominka wskazało Anastazji drugie pomieszczenie w głębi gabinetu.
Dziewczyna słyszała z niego dziwne dźwięki. Postanowiła tam zajżeć.
To co ujrzała wywołało u niej Krzyk. Rzuciła się do wyjścia,jakby ją sam diabeł gonił. I może tak właśnie było.
***
Dwie postaci całe we krwi. Wydające nieludzkie dźwięki. Zresztą nic w nich nie było ludzkiego. Potargani. Z potwornymi wyrazami twarzy. Przerażający. Czarne oczy. Długie, zakrwawione kły. A między nimi mała istota, w bordowy kubraczku. Nieruchoma. Wiotkie, małe całko.
 - Dziecko! - Zrozumiała dziewczyna nim usłyszała swój krzyk i rzuciła się do wyjścia.

***
Anastazja nadal się trzęsła. Ledwo mogła mówić. Nie pamiętała pokonanej w śniegu drogi do karczmy. Ludzie wokół niej patrzyli z wybałuszonymi oczami nie mogąc uwierzyć w jej historię. Ale wszystko się dziwnie zgadzało.
Dziewczyna nie mogła się uspokoić. Dziękował Bogu że wyszła z tego cało. Potwory ją zauważyły. Jakimś cudem zdołała uciec. Biegła, biegła ile sił w nogach przerażona, aż nogi doprowadziły ją do karczmy gdzie powiedziała ludziom co widziała.
Była zbyt przekonująco musieli jej uwierzyć.
- To wampiry! - Powiedział karczmarz. - Albo jakieś inne cholerne szczygi. Trzeba ich zabić! Nie można wybaczyć tego co zrobili naszym dzieciom!
 Pośród ludzi zapadła niepokojąca cisza. Milczenie oznaczało podjętą decyzję. Ludzie byli bogobojni i zabobonni. Już od dawna podejrzewali Ambrousów o coś niedobrego. Nie wiedzieli tylko że to co tamci zrobili jest złe aż na taką skalę.
***
Pani Marta, i reszta służby zostali wyprowadzeni z posiadłości. Nie miała się im stać krzywda. Nie wiedzieli o niczym. Ambrousowie odważnie wyszli sami na spotkanie z przeznaczeniem. Nikt nie chciał zaatakować pierwszy. Ludzie zgromadzili się licznie. Przybyli niesieni żądzą zemsty. A pod willą, gdy małżeństwo wyszło milcząc, wyglądając zwyczajnie, stchórzyli.
***
Ktoś spóźniony dołączył do ludzi. Przedzierała się przez tłum, brnąc na przód. Zrozpaczona kobieta. Matka małego Tomiego. Była w karczmie. Słyszała opowieść Anastazji. Drobne ciałko w bordowym kubraczku. To ten kubraczek sprawił że poleciała do domu sprawdzić czy syn na nią czeka jak zawsze. Nie było ją stać na nianie. Pracowała w owej karczmie. Jej pięcioletni synek był nauczony bawić się sam. Siostra kobiety nie zawsze miała czas zająć się Chłopcem.
Tomiego w domu nie było. Kobieta zrozumiała.
Rzuciła się za resztą mieszkańców pod wille Ambrousów. To ona podeszła do Antonio i wbiła mu swój kuchenny nóż w brzuch. Za syna.

                       Epilog

Po czynie zdesperowanej matki liczny tłum, niczym uruchomiony jakimś niewidzialny przyciskiem żucił się na Ambrousów. Marcie i reszcie służby kazali uciekać. Kobieta odrazu poszła do władz powiadomić o ataku na Ambrousów. Przerażone dwie pokojówki Mery i Lidia były z nią. Tak samo ja lokaj Marf. Nie wiedzieli co się stało. Co widziała Anastazja. Chcieli pomóc pracodawcą. Nie wiedzieli że na pomoc jest za późno.
***
Madam Andżelika zaczęła wybudzać Antonia. Monsinior w końcu otworzył oczy. Kobieta dostrzegła w nich szok. Wiedziała czemu. Z powodu tego co mieszkańcy zrobili z jej wyglądem. Sama jeszcze nie wiedziała dokładnie co. Nie miała się jak przejrzeć. W tej chwili dbała tylko o męża. Któremu na szczęście nie było nic poważnego.
- Nie przebili nam serc. - Rzekła roztrzęsionym głosem. -
- Obcięli ci głowę - stwierdził Antonio ze smutkiem.
- Nawet ją doszli. Ale ciemniacy nie mieli pojęcia że trzeba przebić serce.
- Tym lepiej dla nas- uśmiechnął się niepewnie mężczyzna. - Gdzie teraz? - Spytał.
- Z takim wyglądem. Do Transylwanii? - Odpowiedziała Andżela.


C. D. N. 



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Czas rewanżu (10-12+ Epilog)

Do ocalenia cz. 1

Do ocalenia cz. 2

Niechciani goście cz. 2 - ostatnia